W trakcie swego pontyfikatu, charakteryzującego się licznymi podróżami międzynarodowymi, papież odwiedził w sumie 11 krajów kontynentu amerykańskiego (Brazylię, Ekwador, Boliwię, Paragwaj, Kubę, Stany Zjednoczone, Meksyk, Chile, Peru, Panamę i Kanadę), ale nigdy, ani na chwilę, nie zawitał do swej ojczyzny. Wydaje się, że powód tej nieobecności związany jest przede wszystkim ze skomplikowaną sytuacją polityczną w kraju.
Wybory prezydenckie w Argentynie, których pierwsza tura odbędzie się 22 października, w dużej części tłumaczą przyczynę trudności związanych z organizacją rychłej wizyty papieża w tym kraju, zaplanowanej na 2024 r., ale wciąż pozbawionej konkretnego programu. Populistyczny kandydat na prezydenta Javier Milei, zajmujący wysokie miejsce w sondażach, publicznie nazwał Franciszka „sukinsynem” i „komunistą” i trudno wyobrazić sobie, że miałby witać go w kraju, jeśli zostanie wybrany jego przywódcą – pomimo tego, że w jednej z niedawnych debat telewizyjnych przeprosił za swoje słowa.
„Wróg polityczny”
Trzeba przyznać, że w ciągu ostatnich 50 lat, piastując wysokie stanowiska zarówno w lokalnym, jak i powszechnym Kościele, Jorge Bergoglio zdążył „narobić sobie wrogów” we własnym kraju, ze względu na surowy sposób traktowania polityków.
Już w latach 1973 – 1979, jako prowincjał argentyńskich jezuitów, młody o. Bergoglio musiał stawiać czoła ówczesnej dyktaturze, starając się ratować swoich współbraci i chronić opozycjonistów, a jednocześnie utrzymując kontakty z wojskowymi podczas spotkań, które – z perspektywy czasu – są przez niektórych interpretowane jako przejawy współpracy. Porwanie na zlecenie ówczesnych władz dwóch jezuitów, pracujących w ubogich przedmieściach, ojców Yorio i Jalicsa, do dziś bywa przedmiotem oskarżeń, jakoby obecny papież pozostał bierny wobec ówczesnej dyktatury i nie ochronił przed nią swoich współbraci.
Kiedy jednak po tym dramatycznym okresie, który można porównać do „pustyni”, o. Bergoglio został mianowany biskupem, wciąż otwarcie krytykował on polityków, wybranych tym razem w demokratycznych wyborach. Przedmiotem jego polemik nie były już prześladowania, ale ciągły brak stabilności społecznej.
Już podczas pierwszego nabożeństwa sprawowanego z okazji święta narodowego Argentyny w katedrze w Buenos Aires (zwanego Te Deum) 25 maja 1998 r., abp Bergoglio wprost potępił populistyczne zapędy prezydenta Carlosa Menema, biznesmena o wątpliwej reputacji, zwanego „argentyńskim Berlusconim”. Polityk przez wiele lat pozostał urażony tym niespodziewanym atakiem, tym bardziej, że utrzymywał bliskie stosunki z poprzednim arcybiskupem Buenos, kard. Quarracino, z którym bp Bergoglio współpracował jako koadiutor diecezji.
Arcybiskup Bergoglio – mąż stanu
Kim był ów polityk? Carlos Menem, muzułmanin, pochodzący z rodziny syryjskich imigrantów, nawrócił się w dzieciństwie na katolicyzm. Zgodny z Janem Pawłem II w kwestiach dotyczących ochrony życia ludzkiego i odrzucenia aborcji, wielokrotnie spotykał się z papieżem Polakiem, a także, jako była głowa Państwa, uczestniczył w jego pogrzebie 8 kwietnia 2005 r. Działał na rzecz zbliżenia pomiędzy Watykanem i Kubą, i, w porozumieniu z papieską dyplomacją, wysyłał swych doradców na spotkania z Fidelem Castro, w celu wysondowania możliwości papieskiej wizyty na tej, niezwykle wówczas odizolowanej, wyspie.
Niemniej jednak, jego stanowisko w kwestii sprawiedliwości społecznej, wrażliwości na ubogich, a także zmowa z dyktaturą wojskową, zaowocowały nieprzychylnymi relacjami pomiędzy nim a arcybiskupem Bergoglio. Także w latach 70., gdy kierował prowincją La Rioja, Carlos Menem nie miał dobrych kontaktów z lokalnym biskupem Enrique Angelellim, obrońcą robotników i rolników wobec wyzyskującego reżimu. Ostatecznie biskup ten został zamordowany w upozorowanym wypadku samochodowym w 1976 r., a w kwietniu 2019 r. beatyfikowany, decyzją papieża Franciszka.
Po wyborze na prezydenta (w latach 1989-1999) Carlos Menem postanowił umorzyć postępowanie sądowe przeciwko żołnierzom oskarżonym o tortury i morderstwa, w imię zasady “bezwzględnego posłuszeństwa”, wymazując w ten sposób kryterium osobistej odpowiedzialności żołnierzy za popełnione względem obywateli czyny. Było to stanowisko nie do przyjęcia dla abp. Bergoglio, męża stanu, który oficjalnie opowiadał się za poszanowaniem życia od momentu poczęcia.
Jednak już jako były prezydent, być może dotknięty łaską, odwiedził on wraz z rodziną papieża Franciszka w Watykanie w 2016 r. Trwającą czterdzieści minut audiencję opisywał jako „cudowne spotkanie”, a jego żona, muzułmanka, z radością opowiadała prasie o spotkaniu z „Jego Świątobliwością, który niesie flagę pokoju na świecie i między religiami”. Były polityk zmarł 5 lat później w 2021 r.
Burzliwe relacje z Kirchnerami
Po trwającym w latach 2001-2002 kryzysie politycznym i gospodarczym, który charakteryzował się serią krótkotrwałych rządów, w 2003 r. dochodzi do władzy lewicujący peronista i dotychczasowy gubernator patagońskiej prowincji Santa Cruz, Nestor Kirchner. Sytuacja polityczna zdaje się stabilizować, jednak kard. Bergoglio (kreowany kardynałem w 2001 r. przez Jana Pawła II), który regularni odwiedza najbiedniejsze dzielnice Buenos Aires widzi, że nierówności społeczne wciąż rosną, a polityczne obietnice Kirchnera były jedynie demagogią. W 2004 r. potępia „ekshibicjonizm i krzykliwe zapowiedzi” rządu Nestora Kirchnera, a sam prezydent uznaje go odtąd za „duchowego przywódcę opozycji politycznej”. Polityk postanawia też zbojkotować udział w patriotycznym nabożeństwie Te Deum, odprawianym w katedrze w Buenos Aires z okazji święta niepodległości i doprowadza wręcz do jego odwołania.
Sytuacja pozostaje napięta także wówczas, gdy w 2007 r. fotel prezydencki obejmuje po nim jego żona, Cristina Fernández de Kirchner. Jak powie w 2009 r. przyszły papież, w Argentynie „prawa człowieka są łamane nie tylko przez terroryzm, represje i morderstwa, ale także przez trwające skrajne ubóstwo i niesprawiedliwość ekonomiczną, które powodują ogromne nierówności”.
Rok później, kard. Bergoglio zostaje postawiony przed sądem za rzekomą współpracę z dyktaturą argentyńską w czasach, gdy był prowincjałem jezuitów. Uznaje to za polityczne prześladowanie i choć zostaje uniewinniony, jest przekonany, że sąd został upoważniony przez władze kraju do takiego zdyskredytowania go i jego publicznych wypowiedzi.
Było to o tyle ważne, że ów rok 2010 zapisał się w historii pod znakiem wielkiego rozłamu w społeczeństwie argentyńskim, spowodowanego legalizacją przez rząd Kirchnera małżeństw homoseksualnych. Ówczesny arcybiskup Buenos Aires potępia tę decyzję w liście pasterskim, w którym pisze o „Diable, przez którego zło weszło na świat, szukając podstępnych sposobów na zniszczenie obrazu Boga: mężczyzny i kobiety, którzy otrzymują prawo do wzrastania, rozmnażania się i panowania na ziemi”. I choć osobiście jest otwarty na możliwość zawierania związków cywilnych przez pary homoseksualne, postrzega promowanie “małżeństw” homoseksualnych jako frontalny atak na wolę Bożą: “Nie bądźmy naiwni: to nie jest tylko walka polityczna; to destrukcyjne żądanie stawiane wobec Bożego planu. To nie jest zwykły projekt legislacyjny, bo ten jest tylko narzędziem, ale jest to działanie ojca kłamstwa, który stara się zmylić i oszukać dzieci Boże”, podkreśla argentyński prymas.
Uznany odtąd za konserwatystę, kard. Bergoglio będzie miał równie oziębłe relacje z burmistrzem Buenos Aires, Mauricio Macrim, prawicowym politykiem, który będzie sprawował urząd prezydenta w latach 2015-2019. Także powrót do władzy lewicy, wraz z prezydentem Alberto Fernandezem nie ociepli wzajemnych stosunków, a legalizacja aborcji, podpisana przez niego w 2020 r. stanie się ostateczną kością niezgody.
I tak, od 2013 r., kiedy to abp Jorge Bergoglio udał się do Rzymu na konklawe i niespodziewanie został na nim wybrany na 266. papieża Kościoła katolickiego, do Argentyny nigdy już nie powrócił, choć przyjął w Watykanie wielu argentyńskich gości, reprezentujących wszystkie klasy polityczne i grupy społeczne. „Przyjmowałem i przyjmuję wszystkich. Ale czasami są tacy, którzy starają się uzyskać korzyści polityczne, skądinąd w niezbyt zgrabny sposób” – mówił papież ironicznie, na łamach jednej z książek-wywiadów. A jego odmowa bycia instrumentalizowanym w tej rozgrywce wyjaśnia w dużym stopniu przyczynę niezaplanowania dotąd argentyńskiej pielgrzymki.
Powody „emocjonalne”?
Oczywiście, możliwe są też inne przyczyny. Wewnętrzne napięcia w argentyńskim Kościele, a w szczególności ujawnienie przypadków nadużyć, które mogą rzucić cień na episkopat w czasach, gdy kierował nim właśnie Bergoglio, są przedstawiane przez niektórych dziennikarzy jako prawdopodobne wyjaśnienie. Fiasko ewentualnej pielgrzymki, porównywalne ze skutkami wizyty Franciszka w Chile w 2018 r. byłoby oczywiście katastrofalne.
Dla innych kwestia ta ma więcej wspólnego z równowagą emocjonalną papieża. Szwajcarski dziennikarz Arnaud Bédat, który zmarł w lipcu 2023 r., a który był bliskim przyjacielem Marii Eleny Bergoglio, młodszej siostry papieża, napisał przed kilkoma laty książkę „Franciszek Argentyńczyk”. Jako dobry znawca mentalności latynoamerykańskiej, był przekonany, po wielu rozmowach z rodziną i otoczeniem Jorge Mario Bergoglio, że wizyta w Argentynie, a następnie powrót do Rzymu byłyby zbyt obciążające emocjonalnie dla osiemdziesięcioletniego papieża. Jego zdaniem tylko podróż, która byłaby epilogiem pontyfikatu, z rezygnacją z Urzędu Piotrowego, rozpoczynającą się na argentyńskiej ziemi, mogłaby być uzasadniona.
Z kolei pewien argentyński dziennikarz i były członek hiszpańskojęzycznej redakcji Radia Watykańskiego postrzega brak wizyty papieża w jego ojczystym kraju jako formę “osobistego poświęcenia”. “Przyjmując wybór na papieża, zrezygnował ze swojej ojczyzny. Cierpi z tego powodu, ale ofiarował ten wysiłek Panu, w sposób definitywny”, uważa, zwracając uwagę na radykalny charakter byłego arcybiskupa Buenos Aires.
Cyprien Viet – watykanista, wieloletni dziennikarz Sekcji Francuskiej Radia Watykańskiego. Obecnie związany z agencją prasową I.Media, specjalizującą się w tematyce watykańskiej.
Copyright © catolico.pl. Wykorzystanie, kopiowanie i powielanie materiału wyłącznie za zgodą Redakcji