Chrześcijaństwo to wielka opowieść o przemianie. Jej finałem będzie przemiana całej rzeczywistości w Chrystusie, kiedy to Bóg będzie “wszystkim we wszystkim” (sic!) (por. Ef 1,10; 1 Kor 15,28). Ta kulminacyjna część historii weszła w fazę realizacji kiedy Bóg stał się Człowiekiem i objawił się nam w Jezusie Chrystusie. W Nim okazało się, że miłość jest silniejsza, niż śmierć, więc absolutnie nic nie jest w stanie oddzielić nas od Ojca. Choć ciągle czekamy, aż to, co wydarzyło się przez życie, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa rozprzestrzeni się w pełni na nasze życie i całą rzeczywistość, to, bynajmniej, nie jesteśmy w tym pozostawieni sami sobie jedynie z opowieścią sprzed dwóch tysięcy lat. Ewangelia zapewnia nas, że czekając na wielki finał ostatecznego przebóstwienia całej rzeczywistości, już tu i teraz uczestniczymy w wielkim przemienieniu. Zanim więc przejdziemy do opowieści o przemienieniu na górze, przyjrzyjmy się opisowi ostatniej wieczerzy, bo to Eucharystia jest sakramentem przemiany par excellence, dzięki któremu my sami zostajemy przemienieni w Chrystusa.
Eucharystia – przemiana w Chrystusa
Zacznijmy od próby nieco głębszego spojrzenia na to, co wydarzyło się podczas ostatniej świątecznej kolacji, którą Jezus zjadł ze swoimi uczniami. Ciało i krew były dla współczesnych Jezusowi Żydów oczywistym idiomem oznaczającym całą osobę. Stąd np. Pawłowe “nie radząc się ciała i krwi (…) skierowałem się do Arabii” (Ga 1,16) oznaczające, że po prostu nie pytał nikogo o zdanie, czy Jezusowe “nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie” (Mt 16,17) wyrażające przekonanie, że Szymon zrozumiał kim jest Jezus dzięki Bożemu natchnieniu, a nie dlatego, że powiedział mu to jakiś człowiek. Natomiast zjedzenie czegoś, zasadniczo, oznacza w Biblii przyswojenie sobie czegoś w taki sposób, że staje się to częścią nas samych. Zachęta Jezusa by jeść jego Ciało i pić Jego Krew, być może nie brzmiały zatem dla Żydów wiele dziwniej, niż zdanie jakie usłyszał prorok Ezechiel: “Zjedz ten zwój i idź przemawiać do Izraelitów” (Ez 3,1). Owo zaproszenie Jezusa można zatem zrozumieć bardzo prosto: kiedy spotykacie się na celebracji, kiedy wspólnie jecie i pijecie, Ja zaczynam żyć w Was; przemieniacie się we Mnie; stajecie się Mną. Dokładnie tak, jak przeżywał to św. Paweł: “Teraz nie żyję już ja, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). Dla uczniów Jezusa – zarówno tych uczestniczących w uroczystej kolacji, podczas której Jezus powiedział te słowa jak i dla wszystkich, którzy uczestniczyli w Łamaniu Chleba, jakiego dokonywali uczniowie już po wniebowstąpieniu, łącznie z nami dzisiaj – wyzwaniem jest codzienna odpowiedź na pytanie: co to znaczy żyć tak, żeby ta przemiana w Chrystusa stawała się czymś realnym?
Góra przemienienia
Opowiadanie o przemienieniu na górze rozszerza tę – było nie było, wysoko-teologiczną – refleksję na poziom głęboko egzystencjalny. Jest ono próbą odpowiedzi na pytania jakie mierzyli się uczniowie ze wspólnoty, w której rodziła się markowa Ewangelia, fragment której czyta się w dzisiejszą uroczystość. Mimo różnicy kultur i czasów, zarówno pytania jak i odpowiedzi pozostają żywe.
Żeby je usłyszeć i zrozumieć, zacznijmy od zobaczenia kontekstu, w jakim autor umieścił naszą opowieść, ponieważ pomoże nam on zrozumieć, co Ewangelista starał się przekazać swoim odbiorcom. Scenę przemienienia na górze bezpośrednio poprzedza zapowiedź męki i śmierci oraz pouczenie o konieczności niesienia krzyża, mierzenia się z cierpieniem (por. Mk 8,31-38). Bezpośrednio po zejściu z góry mamy natomiast opis uzdrowienia epileptyka i poruszające wyznanie wiary jego ojca: “Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu” (Mk 9,24). Scena ta pokazuje wiarę jako czynnik niezbędny dla wydarzenia się cudu, uzdrowienia, przemiany życia (por. Mk 9,14-29).
Przemienienie bez wątpienia jest sceną ukazującą boskość Jezusa. Obecność obłoku, będącego biblijnym znakiem obecności Boga (por. opowieść o wędrówce Izraela przez pustynię); doskonała, lśniąca biel szat Jezusa (szaty w Biblii oznaczają całą osobę, zaś biel jest znakiem boskiej chwały, por. opisy odkupionych w Apokalipsie), czy odniesienie do żydowskiego Święta Namiotów będące jednocześnie nawiązaniem do czasów ostatecznych (które nieraz wyobrażano sobie jako wielkie i wieczne Święto Namiotów, por. Za 14,16) – wszystkie te elementy wskazują, że autor Ewangelii starał się odmalować typowo biblijną scenę objawiania się Boga.
Ze śmierci do życia
Wydaje się jednak, że owa teofania ma na celu coś więcej, niż opowiedzenie odbiorcom Ewangelii o tym, że Jezus jest prawdziwym Bogiem. Poza opisanym wcześniej kontekstem wskazuje na to obecność w scenie przemienienia dwóch wielkich postaci Starego Testamentu: Mojżesza i Eliasza. Tradycyjne interpretacje ukazują ich jako przedstawicieli Prawa i Proroków, które tracą swe wielkie znaczenie wraz z przyjściem Chrystusa (jak symbolicznie rozumiano scenę, w której Mojżesz i Eliasz znikają, a na górze zostaje sam Jezus). Zostawiając na boku trafność takiego odczytania, warto zwrócić uwagę na pewien biblijny szczegół, który w świetle wspomnianego wcześniej wydarzenia poprzedzającego scenę przemienienia, wydaje się mieć szczególne znaczenie: zarówno Mojżesz jak i Eliasz byli w tradycji żydowskiej symbolami ludzi cierpiących. Eliasz był prorokiem prześladowanym, Mojżesz był przywódcą cierpiącym ze swoim ludem (por. Hbr 11,24-26). Ewangelista dotyka zatem delikatnej kwestii cierpienia, zwłaszcza cierpienia niewinnych. Taką a nie inną kompozycją swojej Ewangelii stawia on pytania o sens cierpienia Mesjasza i konieczność dźwigania krzyża przez Jego uczniów.
Jednocześnie natchniony autor pokazuje, że odpowiedzią na te trudne sprawy jest przemiana. Metamorfoza. Swoją interwencją Bóg przemienia drogę krzyża i cierpienia w drogę zmartwychwstania i życia. Odbiorca markowej Ewangelii, który zgodnie z zaleceniem Ojca, “słucha Jego Syna umiłowanego”, wierzy (co autor podkreśla wspomnianą wcześniej sceną następującą po przemienieniu), jest Mu posłuszny, zaczyna odnajdywać w swojej codzienności coraz więcej życia. Uczniowie, którzy doświadczyli spotkania ze Zmartwychwstałym, z perspektywy czasu zrozumieli, że tym, co przed zmartwychwstaniem zachwycało i pociągało ich w Jezusie, była prześwitująca przez Niego boskość, będąca źródłem życia, nadziei i pokoju.
Mimo upływu prawie dwóch tysięcy lat, nasza sytuacja jest w gruncie rzeczy bardzo podobna do tej apostołów i pierwszych pokoleń chrześcijan, z myślą o których spisano Ewangelia według św. Marka. Ciągle szukamy Boga. Zmagamy się z cierpieniem i pytaniami o sens. Jednak idąc opisywaną w całej Ewangelii św. Marka drogą bycia uczniem Chrystusa, zaczynamy dostrzegać coraz więcej prześwitów boskości w naszym codziennym życiu. Nie sprawiają one, że znika trud i cierpienie. Ale sprowadzają Boga z abstrakcyjnych rozważań do konkretu naszego codziennego życia. Ciemności naszych trudów, zwątpień, smutków i cierpień, Pan subtelnie przemienia swoim światłem, prześwitującym przez małe zachwyty, drobne gesty, bezinteresowny uśmiech, czy cichą i łagodną obecność drugiego. A nas samych, zgodnie z logiką Eucharystii, powoli przemienia w samych siebie.
Copyright © catolico.pl. Wykorzystanie, kopiowanie i powielanie materiału wyłącznie za zgodą Redakcji
Sara
6 sierpnia, 2023 at 4:12 pm
Niesamowite, ile znaczeń, ile interpretacji, wydobyć można z każdego biblijnego fragmentu… Bardzo do ry artykuł!