Pamiętam twarze ludzi, którzy w rzymskim kościele San Luigi dei Francesi
wpatrują się w trzy obrazy, poświęcone historii świętego Mateusza. Cisza i
skupienie. I wyłączenie się z otoczenia, wspaniałego otoczenia, wypełnionego
innymi dziełami sztuki, ale to Caravaggio rządzi, dla obejrzenia jego płócien
ustawiają się długie kolejki. Jak zareagowaliby ci ludzie, gdyby w tej chwili
skupienia ktoś przypomniał im, że autor był mordercą, rozpustnikiem,
niezrównoważonym awanturnikiem, stałym bywalcem spelun i lupanarów? Jak
taki „aneks” wpłynąłby na odbiór obrazów Caravaggia? I czy gdyby wówczas, w
Rzymie, Neapolu i na Malcie, zjawili się ludzie przez malarza skrzywdzeni i
zażądali zniszczenia jego obrazów?
Czy dzieła Rupnika powinny zniknąć? Powinny zostać zasłonięte? A może należy pójść drogą św. Tomasza i oddzielić autora od dzieła? Głosy z różnych stron są różne.
Marko Ivano Rupnik – eksjezuita, ekskomunikowany, następnie przywrócony do posługi. Od połowy lat 80. miał skrzywdzić co najmniej 21 osób. Sprawę wciąż bada Dykasteria Nauki Wiary. Jego dzieła – mozaiki i malowidła – obecne są w około 200 kościołach na całym świecie m.in. w Fatimie, San Giovanni Rotondo, a także w Tarnowskich Górach, Częstochowie czy Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie.
Jedni chcą jakiejś reakcji, a najlepiej usunięcia, wymazania Rupnika zarówno z Kościoła, kościołów i przestrzeni publicznej. Inni, przytaczając przykłady różnych „artystów-łajdaków” mówią – zostawić. Około miesiąc temu francuska komisja powołana przez biskupa Jean-Marc Micas z Lourdes stwierdziła, że władze każdego z miejsc, w których znajdują się dzieła Rupnika powinny same podjąć decyzję co z nimi zrobić. W większości przypadków podjęto decyzję – zostawiamy. Czy słusznie? W innych miejscach mozaiki i malowidła postanowiono „zutylizować”. Czy słusznie?
Rozpoczynamy kolejną debatę “Catolico”. Głos w niej zabiorą publicyści oraz skrzywdzeni. To będzie ważny głos w całej dyskusji nad twórczością i sprawą Rupnika, który podkreśli co tak naprawę w tym wszystkim jest najważniejsze.
Artysta-łajdak
Caravaggio jest zazwyczaj przywoływany w toczącej się dyskusji, związanej z
ujawnieniem zbrodniczych czynów o. Marco Rupnika, eks jezuity, autora około
220 mozaik i fresków zdobiących tak ważne ośrodki katolicyzmu jak papieska
kaplica Redemptoris Mater, sanktuaria w Lourdes i Fatimie. Został
ekskomunikowany w 2020 roku, a skala niegodziwości byłego zakonnika
poraża, przemoc psychiczna i seksualna wobec ponad dwudziestu ofiar
przeraża. Szokuje żółwie tempo w prowadzeniu jego procesu, raport Wikariatu
Rzymu, który, jak wytknięto autorom, ośmieszył i zlekceważył cierpienie ofiar.
Zilustrowanie 15 sierpnia b.r. serwisu Vaticans News reprodukcją Zaśnięcia
Najświętszej Maryi Panny – dzieła właśnie tego autora, zbulwersowało nie tylko
katolików, ale też ludzi będących daleko od Kościoła.
Z prawnego punktu widzenia sprawa została zakończona, ale się nie
zakończyła, gdyż zostały dzieła, czyli mozaiki i freski byłego jezuity. Co zrobić z
tymi pracami? Jak napisał poeta, „kapłani mają problem z pogranicza etyki i
rachunkowości”. Bo jak można adorować Najświętszy Sakrament w kościołach i
kaplicach, ozdobionych przez skończonego łajdaka? Sztuka sakralna ma być
trampoliną, od której wierni odbijają się żeby zbliżyć do Boga, ale w tym
wypadu może się kojarzyć z upadkiem i otchłanią. Skuć mozaiki? Zakryć je, by
przestały być widoczne? – Tego żądają ofiary, które wystosowały list z takim
postulatem, argumentując, że ta sztuka zrodziła się z krzywdy. Ale tu pojawia
się trudność z dziedziny „rachunkowości”, bo są one wielkich rozmiarów,
usytuowane w wielu miejscach i to byłoby trudne także z technicznego punktu widzenia. Z drugiej strony nad problemami technicznymi powinna przeważyć
troska o wrażliwość ofiar… Jak rozwiązać ten dylemat?
A może… po prostu zostawić?
Przed dalszym rozważaniem „za” tym scenariuszem powinnam zaznaczyć, że
ojciec Rupnik z pewnością Caravaggiem nie jest. Jego dzieła są poprawnym
powielaniem utrwalonych w ikonografii Kościołów wschodnich przedstawień ze
Starego i Nowego Testamentu, wiernych wskazówkom – podsumowaniom
Dionizjusza z Furny, ale bez iskry geniuszu, ożywiającej rzeczy stare. Jestem
zdania, że twórcy pozbawieni owej ożywczej iskry słusznie robią powielając
dzieła niegdysiejszych mistrzów, skoro nie są w stanie dopracować się nowego
religijnego języka artystycznego. Bo lepsze jest naśladownictwo, przez wieki
zresztą uchodzące za oczywistość, niż nieudolne eksperymenty, które
zdumiewają i straszą w wielu współczesnych kościołach.
Jednak mimo poprawnego poziomu mozaik i fresków oraz balastu, jakim jest
osoba autora, jestem przeciwna ich skuwaniu i usuwaniu, takie pomysły budzą
mój sprzeciw. A budzą sprzeciw, gdyż jestem z pokolenia, które wyrastało w
świecie skuwanych mozaik i zamalowywanych fresków i jest to rzecz jasna
metafora, bo chodzi o skazywanie na zamilczenie plejady twórców, którzy nie
pasowali do projektu nowego, wspaniałego świata realnego socjalizmu.
Niszczenie i milczenie jest deformowaniem obrazu rzeczywistości,
konstruowaniem jej krzywego zwierciadła. Rzecz jasna, w tym wypadku nie
można porównywać o. Rupnika z „niesłusznymi” twórcami, skazanymi na
wygnanie, ale efekty są identyczne – niszczenie dzieł sztuki to deformowanie
pamięci. W wypadu byłego zakonnika jest to pamięć o upadku, o grzesznym
człowieku, który tworzył dzieła religijne. Podobnie jak świeccy grzesznicy, np.
Lewis Carroll, autor „Alicji z Krainy Czarów”, Roman Polański i jego filmy,
Konstanty Ildefons Gałczyński i jego poezja. Pedofile, alkoholicy i konfidenci
tworzyli wybitne dzieła, Bóg obdarowuje także łajdaków, co świadczy o Jego
obiektywizmie, nie „gra” wyłącznie na swoich. Czemu pamięć o niegodziwości
niektórych artystów blednie? – A w pewnym momencie dzieło odrywa się od
twórcy, także od ich grzesznego życia i zaczyna żyć własnym życiem, choć nie
jest to równoznaczne z amnestią i unieważnieniem niegodziwych czynów.
Niech żyją własnym życiem
Czy wierni, którzy modlą się w kościołach w Krakowie, Katowicach, Szczecinku,
ozdobionych mozaikami o. Rupnika, dostrzegą jego zbrodnie, czy jego dzieła?
Co wysunie się na pierwszy plan w ich świadomości? – To zależy od nich. Ja
jestem za tym, by je zostawić i pozwolić im żyć własnym życiem. Gdyż usunięcie
ich sugeruje, że wymóg nieskazitelności twórcy obowiązuje. To wymóg słuszny,
ale całkiem nierealne oczekiwanie, historia pokazuje, że zbyt często tak nie jest,
twórcy bywali i są nikczemnikami. Nie należy zamilczać zbrodni, a zostawić osąd
czasowi – to najsurowszy sędzia dzieł sztuki, najbardziej obiektywny ich
selekcjoner. To czas powoduje, że dzieło odrywa się od twórcy.
Z pewnością watykańskie urzędy powinny powstrzymać się od reprodukowania
dzieł eks – jezuity przynajmniej na dwie dekady, na czas jednego pokolenia. Jest
ogromna liczba pięknych utworów religijnych w domenie publicznej,
ukazujących Wniebowzięcie i inne wydarzenia historii Zbawienia. Byłby to
symboliczny osąd – milczenie i gest potępienia byłby bardzo na miejscu.
Czy takie rozwiązanie nie jest lekceważeniem bólu ofiar? Może powinny
wskazać, które mozaiki mają być skute? Może przedstawić im argumenty za ich
pozostawieniem i zastanowić się nad inną karą dla artysty – łajdaka? Przyznam,
że to kwadratura koła. Zaaprobuję ich decyzję, choć jestem przeciwna takim
sankcjom. Może jednak uda się połączyć te sprzeczne postulaty, choć trudno
sobie wyobrazić, że jest to możliwe.
Alina Petrowa-Wasilewicz – urodziła się w 1954 r. w Sofii, ukończyła polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Wieloletnia redaktorka Katolickiej Agencji Informacyjnej. Autorka ok. dwudziestu książek, laureatka nagrody im. bp. Chrapka „Ślad”. Zamężna, troje dorosłych dzieci. Mieszka w Warszawie.
Copyright © 2024 catolico.pl. Wykorzystanie, kopiowanie i powielanie materiału wyłącznie za zgodą Redakcji
Copyright © catolico.pl. Wykorzystanie, kopiowanie i powielanie materiału wyłącznie za zgodą Redakcji