Skuć – zasłonić – zostawić… Cieszę się, że nie muszę podejmować tej decyzji
w kontekście mozaik Marko Rupnika. Nie jestem specjalistką ani z zakresu teologii,
ani kultury. Zresztą, jak się zdaje, każda z wymienionych przeze mnie opcji i tak
znajdzie rzesze zagorzałych przeciwników. Piszę więc jako nie-specjalistka, mając
wielką nadzieję, że nie okaże się to jeden z tekstów z kategorii „nie znam się, więc
się wypowiem”. Znam się, przynajmniej trochę. Na krzywdzie. Będzie to więc, rzecz
jasna, tekst zupełnie subiektywny.
Czy dzieła Rupnika powinny zniknąć? Powinny zostać zasłonięte? A może należy pójść drogą św. Tomasza i oddzielić autora od dzieła? Głosy z różnych stron są różne.
Marko Ivano Rupnik – eksjezuita, ekskomunikowany, następnie przywrócony do posługi. Od połowy lat 80. miał skrzywdzić co najmniej 21 osób. Sprawę wciąż bada Dykasteria Nauki Wiary. Jego dzieła – mozaiki i malowidła – obecne są w około 200 kościołach na całym świecie m.in. w Fatimie, San Giovanni Rotondo, a także w Tarnowskich Górach, Częstochowie czy Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie.
Jedni chcą jakiejś reakcji, a najlepiej usunięcia, wymazania Rupnika zarówno z Kościoła, kościołów i przestrzeni publicznej. Inni, przytaczając przykłady różnych „artystów-łajdaków” mówią – zostawić. Około miesiąc temu francuska komisja powołana przez biskupa Jean-Marc Micas z Lourdes stwierdziła, że władze każdego z miejsc, w których znajdują się dzieła Rupnika powinny same podjąć decyzję co z nimi zrobić. W większości przypadków podjęto decyzję – zostawiamy. Czy słusznie? W innych miejscach mozaiki i malowidła postanowiono „zutylizować”. Czy słusznie?
Pierwszy głos w debacie zabrała Alina Petrowa: Jak ukarać artystę – łajdaka?
Contra Rupnik czy pro Skrzywdzeni?
Kiedy pytam samej siebie czy pomysł skucia Rupnikowych mozaik jawi mi się
jako jeden z przejawów cancel culture, mam wątpliwości. Kultura wykluczenia
kojarzyła mi się bowiem od początku z działaniem contra – przeciw artyście,
celebrycie, twórcy (inną sprawą pozostaje fakt, że tego typu „anulowanie” ma, jak
przystało na bardzo złożone zjawisko, zarówno aspekty negatywne, jak i pozytywne).
Nie widzę skuwania Rupnika w kategorii contra. Wręcz przeciwnie. Zdaje mi się, że
zwolennicy tego pomysłu nie tyle działają contra Rupnik, ile pro Skrzywdzeni. Jeśli
przyjąć tę perspektywę, cancel culture, kultura wykluczenia, może zmienić się nagle
w validate culture, kulturę potwierdzenia.
Do takiej tezy doprowadził mnie niemały strumień świadomości. Zaczął się on
od obrazu osób skrzywdzonych przemocą seksualną w Kościele, którzy pewnego
razu nie spotkali się w górnym kościele Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie.
Znaleźli inne miejsce, bo po ujawnieniu informacji dotyczących przestępstw jezuity
nie dało się zaprosić pokrzywdzonych takimi przestępstwami na modlitwę do miejsca tak naszpikowanego jego mozaikami. Rzecz jest dość prosta. Mozaiki Rupnika są przecież duże i drogie. A skrzywdzeni – wciąż w Kościele malutcy i zazwyczaj warci niewiele. Jeśli więc wybierać między jednym a drugimi, wygra przecież słynny artysta…
Oddzielić artystę od dzieła? Dziś się po prostu nie da
Mogłabym, oczywiście, jako osoba pokrzywdzona wykonać pewną, zaproponowaną już przecież wiele wieków temu przez Tomasza z Akwinu pracę, polegającą na próbie oddzielenia artysty od dzieła. Zastanawiam się jednak jak sam Tomasz podszedłby do swojej propozycji w dobie powszechnego dostępu do informacji – również tych o twórcach. W dobie, w której stosunkowo łatwo zostać nie tylko koneserem sztuki, ale i fanem mistrza, a biografia autora niezwykle często przenika się z dziełem. Tak czy owak – praca umysłowa polegająca na usilnej próbie oddzielenia mozaik od Rupnika sprawia, że obecność tychże staje się poniekąd
absurdalna: dzieło sztuki sakralnej ma przecież pomóc w modlitwie, a nie stać na jej
przeszkodzie…
Skucie mozaik (nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ewentualne skucie mozaik Rupnika budzi zdecydowanie więcej emocji niż fakt, że ten sam Rupnik skuł wcześniej mozaiki Kornouchowa) przysporzyłoby nam, rzecz jasna, mnóstwo problemów.
Problemów, z którymi, jak sądzę, nikt nie ma ochoty się mierzyć… chyba że z
miłości. Z miłości do Jezusa, który (mam nadzieję!) mieszka trochę „bardziej” w naszych zgwałconych ciałach niż w świątyni w Krakowie. Do Jezusa, dla którego
różni ludzie przez wieki robili rzeczy pochopne i irracjonalne. Kto to widział, na
przykład, żeby na Jezusowe stopy wylać cały flakonik drogiego olejku? Przecież to
marnowanie ogromnej ilości pieniędzy. Tak jak skucie mozaik. To się zupełnie nie
opłaca… prawda?
Można też mozaiki zasłonić i wykorzystać ten fakt do działań edukacyjnych i
profilaktycznych. To też zdaje mi się opcją Jezusową – nasz Zbawiciel ma
zdecydowaną tendencję do brania w ręce narzędzi hańby (krzyż) i przemieniania ich
w narzędzia zbawienia. W ten sposób mozaiki Rupnika wykonywałyby pracę
odwrotną do działań ich twórcy – mogłyby chronić przed krzywdą, wpisując się w ten sposób we wspomnianą przeze mnie wcześniej validate culture: kulturę uznania
krzywdy i bólu najsłabszych.
Wielki artysta z kilkoma błędami na koncie, czy przestępca z kilkoma dziełami?
Można też z mozaikami nie robić nic. To opcja dla mnie najtrudniejsza. Na
poziomie symbolicznym znalazłam nawet pewne jej rozumienie… Obecność Rupnika
w Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie jest niewątpliwym znakiem nieskończonej łaski naszego Pana – także dla przestępców seksualnych. To
miłosierdzie zdecydowanie jest skandaliczne. Mam jednak kłopot z tą ostatnią opcją. Kiedy Jezus pytał mnie o to, czy pozwolę Mu kochać człowieka, który mnie
skrzywdził, znalazł na to odpowiedni moment i sposobność. Nie znam Go jako Boga,
który trzaska mnie po łbie miłosierdziem do mojego oprawcy – to raczej Ktoś, kto w
tajemnicę swojej łaski wprowadza mnie krok po kroku. Bijący po oczach Rupnik
może w takim wypadku okazać się zbyt nagły i nachalny żeby ktokolwiek chciał przy
tej okazji zatrzymać się przy tajemnicy miłosierdzia.
To, co dziś zrobimy z mozaikami Rupnika, z pewnością wpłynie na to, jak
postrzegać go będą przyszłe pokolenia. Czy za sto lat będzie się o nim mówić jak o
wielkim artyście, który popełnił w życiu kilka błędów? Czy jak o przestępcy
seksualnym, który popełnił w życiu kilka mozaik? I – co dla mnie ważniejsze – czy w
tej narracji znajdzie się w ogóle miejsce dla pokrzywdzonych, czy znikną z niej po
cichu tak jak pewnego dnia zniknęli z pełnego mozaik kościoła?
Tośka Szewczyk – pseudonim osoby wykorzystanej seksualnie przez duchownego, prawdziwe imię i nazwisko znane jest redakcji. Autorka książki „Nie umarłam. Od krzywdy do wolności”. Felietonistka kwartalnika „Więź” (pisuje „Opowieści z przedsionka”).
Copyright © catolico.pl. Wykorzystanie, kopiowanie i powielanie materiału wyłącznie za zgodą Redakcji
Anna
12 września, 2024 at 9:06 am
Razi mnie bardzo w “dziełach” Rupnika sposób ukazywania Matki Bożej w niektórych mozaikach: ubrana w leginsy z mocno zarysowanymi udami, obcisłą bluzkę podkreślając piersi. Czemu to służy? Rozumiem Matka Boska Karmiącą, ale to służy pokazaniu piękna macierzyństwa. A ja to odbieram jako Jej sejsuakuzacje. Kobieta, która była traktowana jako przedmiot aseksualny może tak to odbierać jak ja to widzę. I to jest wielkie upokorzenie skrzywdzony Ch w kościele, które tak trwać ma na wieki? Poza tym te postacie są jakieś straszne,z pustka w oczach, odpychające jak ich autor.
Andrzej
27 września, 2024 at 8:26 pm
No cóż, Rupnik najwyraźniej nie panował nad swoją seksualnością, dopuścił się przestępstw, zhańbił Kościół i okazał niewierność Bogu.
Jak dla mnie to wystarczy, by potraktować to, co stworzył, jak antyświadectwo i rechot diabła.