Jakub Krzyżak, Catolico.pl: Zakończył się Synod o Synodalności. Wiele osób wciąż zastanawia się, po co w ogóle był ten Synod?
prof. Aleksander Bańka świecki reprezentant Europy na synod o synodalności: Wraz z rozwojem Synodu – bo przypomnijmy, że był to proces trzyletni – coraz bardziej krystalizowała się jego potrzeba, a my sami lepiej rozumieliśmy, czemu on ma służyć. Synod był nam potrzebny, abyśmy mogli przejrzeć, zrewidować i poprawiać sieć relacji, które budujemy w Kościele na różnych poziomach. Te relacje, będące tkanką wspólnoty, przekładają się na dynamizm ewangelizacyjny, apostolski i misyjny. Papież pokazał wyraźnie, że te relacje na wielu poziomach w Kościele pozostawiają wiele do życzenia. Mówiąc o relacjach, mam na myśli specyficzny styl bycia Kościołem. Dokument końcowy dookreśla synodalność, przedstawiając ją w trzech aspektach.
Pierwszy to właśnie styl bycia Kościołem – czyli umiejętność budowania relacji we wspólnocie Kościoła. Pozwala on na lepsze słuchanie i rozumienie siebie nawzajem, jednocześnie sprzyjając rozeznawaniu dróg, którymi Kościół ma podążać. Drugi aspekt to struktury Kościoła zorganizowane tak, aby służyły temu stylowi bycia Kościołem. Trzeci wreszcie, to sam charakter wydarzeń składających się na kształt i przebieg synodu, w których odzwierciedla się właściwa mu natura. Te trzy wymiary synodalności pokazują nam, jak bardzo potrzebny był ten Synod i jak nadal jest potrzebny, ponieważ uwydatniają one przestrzenie, w których należy podjąć działania naprawcze i dokonać szeroko pojętego duszpasterskiego nawrócenia w Kościele.
Czy Synod już coś zmienił, lub czy może wywrzeć wpływ na konkretne zmiany w najbliższym czasie?
Między innymi dlatego papież zdecydował się nie pisać osobnej adhortacji, ale zaakceptował i podpisał dokument, który został opracowany przez Zgromadzenie Synodalne w Rzymie. Uznał go za własny, co jest wyrazem jego poparcia i jednocześnie chęci przyspieszenia wdrażania proponowanych w nim rozwiązań. Teraz dokument trafi do Kościołów partykularnych, do diecezji na całym świecie, a jego implementacja będzie w dużej mierze zależeć od biskupów. Ich rola jest tutaj kluczowa.
Dokument zawiera praktyczne wskazówki, które można wprowadzać od razu. Dotyczy to na przykład rewizji sposobu funkcjonowania organów doradczych biskupa, takich jak rady diecezjalne, ekonomiczne czy kapłańskie. Wśród zaleceń pojawia się również zachęta do poszukiwania nowych form posługi dla kobiet – chodzi o role, które mogą pełnić bez związku ze święceniami. Dokument wskazuje na potrzebę otwierania przestrzeni, gdzie kobiety mogłyby swobodnie wykorzystywać swoje kompetencje, na przykład jako liderki wspólnot formacyjnych czy modlitewnych, albo pracując w kuriach diecezjalnych czy sądach biskupich. Są także konkretne propozycje dotyczące dążenia do większej przejrzystości finansowej w diecezji. To sygnał do oczyszczania przeszłości kościelnej w tym zakresie. Jeśli doszło do zaniedbań lub skandali finansowych, należy je ujawnić i naprawić. Kościół także w tym wymiarze, ludzkim, wymaga „posprzątania”.
Przeglądając dokument krok po kroku, widzimy, że zawiera on konkretne zalecenia i narzędzia do wprowadzania zmian. Jednym z podstawowych jest właśnie metoda „rozmowy w Duchu”, w której uczyliśmy się przez cały okres Synodu. To bardzo praktyczny sposób na prowadzenie dialogu bez konfrontacji, bez walki, bez lobbingu na rzecz własnych interesów, ale w duchu rozeznawania.
Kościół nie jest wolny od ludzkich słabości – sporo w nim postaw i zachowań, które są niegodne chrześcijanina. Synod dał nam narzędzia do pracy nad tymi słabościami i wszystko zależy od tego, na ile będziemy chcieli te narzędzia wdrożyć w życie i potraktować Synod poważnie.
Czego Pan oczekuje po Synodzie, szczególnie w kontekście Kościoła Polskiego?
W polskim Kościele chciałbym, aby osoby odpowiedzialne za kształt życia duszpasterskiego w diecezjach – nie tylko biskupi, ale także prezbiterzy – zaufały temu, co wypracował Synod i zdecydowały się otworzyć na wdrażanie jego sugestie. Przede wszystkim zależy mi na wprowadzeniu metody „rozmowy w Duchu”, którą można stosować na różnych poziomach życia kościelnego w diecezjach. Liczyłbym na to, że metoda ta zostanie potraktowana poważnie, co pociąga za sobą również traktowanie świeckich jako pełnoprawnych członków Kościoła. Jest to jedna z najważniejszych sugestii – chodzi o konsultowanie się z wiernymi w rozmaitych kwestiach wymagających rozeznania, aby czuli się w Kościele podmiotem, a nie tylko przedmiotem działań duszpasterskich.
Zakłada to rzeczywiste spotkanie z nimi i słuchanie ich – nawet jeśli ostateczną decyzję podejmuje biskup czy proboszcz. Konsultacje w różnych formach i na różnych poziomach życia Kościoła powinny odbywać się regularnie i rzeczywiście, nie tylko symbolicznie czy formalnie. W diecezjach nadal pozostaje wiele do zrobienia w kwestii oczyszczenia z niewłaściwych praktyk. Przykład mamy w diecezji sosnowieckiej, gdzie biskup Artur Ważny powołał niezależne komisje i grupy ekspertów, aby przepracować trudne sprawy. To pokazuje, że możliwe jest uczciwe, transparentne i kompetentne rozwiązywanie trudnych kwestii w historii diecezji. Chciałbym, aby takie procesy zachodziły tam, gdzie istnieje cień podejrzeń o nadużycia czy skandale, zarówno w wymiarze seksualnym, jak i finansowym. Przejrzystość w tych kwestiach jest niezwykle istotna.
Obie te sfery wymagają transparentności i dogłębnego przeglądu. W dużej mierze zależy to od tego, jak uczciwie podejdziemy do lektury dokumentu Synodu i w jaki sposób zechcemy się nim przejąć.
Jestem przekonany, że pewne procesy są już nie do zatrzymania. Papież zapytał nas także o tematy i propozycje, które powinny zostać podjęte podczas kolejnych synodów. To wskazuje, że poważnie planowane są kolejne kroki, a także synody, które najpewniej będą organizowane według podobnej metodologii. Może nie będą trwały tak długo, ale ich styl – oparty na konsultacji całego Kościoła – obejmie różnorodne gremia, nie tylko biskupów.
Ten sposób działania już wrasta w tkankę Kościoła i uważam, że jest on nieunikniony. Procesy te będą z czasem się rozwijać, a nam pozostaje nie opóźniać ich wdrożenia, lecz twórczo współuczestniczyć w tym procesie, szczególnie w Polsce, gdzie może on przynieść realne, pozytywne zmiany.
„Synod medialny” i „synod realny”. Jest różnica w tym jak Synod był przedstawiany w mediach, a tym, co faktycznie miało miejsce?
Do pewnego stopnia różnica zawsze istnieje, a teraz szczególnie, ze względu na ograniczenia w komunikowaniu treści Synodu, które wprowadził Papież. Poprosił on, byśmy nie kontaktowali się z mediami ponad miar i nie informowali na temat szczegółów na temat przebiegu rzymskiego etapu Synodu w trakcie jego trwania – chodzi o kształt obrad, osoby, które zabierają głos, przebieg dyskusji, itd. Zamiast tego, informacje były przekazywane w postaci regularnych briefingów prasowych i komunikatów płynących z sekretariatu Synodu. Mimo to ograniczenia w kontaktach z mediami ułatwiły nam skupienie się na meritum. Dla mediów był to oczywiście pewien problem, ale pomogło to również ograniczyć spekulacje. Niemniej zawsze pojawiają się jakieś krążące opinie czy narracje, które mijają się z faktami. Jednak ogólnie rzecz biorąc, myślę, że tym razem wokół rzymskiego etapu Synodu mniej było kontrowersji niż w roku ubiegłym.
Czy jest Pan zadowolony zarówno ze swojego udziału w Synodzie, jak i z efektu końcowego?
Trudno mi ocenić własny wkład; taką ocenę zostawiam innym. Mogę jednak powiedzieć, że dałem z siebie wszystko, aby uczciwie pracować i służyć temu wydarzeniu, wkładając całą swoją energię i zaangażowanie. Wzięcie udziału w tym trzyletnim procesie to dla mnie wyróżnienie, a jednocześnie wiem, że praca jeszcze się nie kończy. Zamierzam dalej angażować się na rzecz takiej wizji synodalności, jaką Kościołowi proponuje papież.
Jeśli chodzi o sam dokument – tak, jestem z niego zasadniczo zadowolony, choć bez nadmiernego optymizmu. Jest tam kilka rzeczy, które można by poprawić, zmodyfikować lub rozwinąć. Dokument zawiera także elementy, które współtworzyłem – wypracowywaliśmy je wspólnie w małej grupie – ale również takie, które uwzględniają nieco inną perspektywę. Cenię ten dokument, bo odzwierciedla szerokie spektrum podejść, potrzeb i spojrzeń w Kościele, harmonizując je w spójny sposób.
Cieszę się, że dokument został stworzony w takiej formie, bo wierzę, że jego wdrożenie pomoże nam podążać we właściwym kierunku. Jestem w tej kwestii umiarkowanym optymistą i zarazem zwolennikiem tego, aby dokument nie trafił do szuflad, ale stał się praktycznym przewodnikiem, pomagającym odpowiedzieć na pytania, w jakim kierunku mamy zmierzać i jak współtworzyć przyszłość Kościoła.
Copyright © catolico.pl. Wykorzystanie, kopiowanie i powielanie materiału wyłącznie za zgodą Redakcji