Anna Czytowska: Czy we współczesnej sztuce sakralnej widać tęsknotę za przeszłością?
Bp prof. Michał Janocha: Każda sztuka czerpie z przeszłości, nawet jeśli programowo się od niej odcina. Nasze położenie, blisko Wschodu, który jest z natury tradycjonalistyczny sprawia, że odniesienie do przeszłości jest być może ważniejsze niż gdzie indziej.
Rzeczywiście współczesna sztuka sakralna jest tak zła jak wielu ludzi o niej myśli, mając w głowie obrazy kiczu i braku głębi?
Mówiąc „zła” i „dobra” operujemy pewnego rodzaju ogólnikami i stereotypami budowanymi na podstawie znajomości bardzo maleńkiego wycinka tej sztuki. Sam jestem świadomy, że znam jej bardzo wąskie spektrum. Z drugiej strony technika umożliwia nam dostęp do dzieł sztuki tworzonych na całym świecie. Pojawia się pewien psychologiczny problem trudności ogarnięcia tego wszystkiego. Nie jest łatwo wypowiadać się ogólnie o sztuce sakralnej, nawet polskiej, ponieważ jest bardzo zróżnicowana. Możemy użyć metafor drzewa z wieloma gałęziami lub delty rzeki, ale nawet one są niewystarczające. Same granice sztuki już dawno zostały przesunięte czy zakwestionowane. Bałbym się sądów ogólnych poza jednym, że cywilizacja europejska przeżywa bezprecedensowy kryzys. Sztuka jest jego częścią.
Jeśli pozostajemy pod wrażeniem np. Caravaggia i jego twórczości, trudno porównywać to ze współczesną sztuką sakralną obecną w nowo wybudowanych kościołach w Polsce.
Rozumiem, że Caravaggio jest symbolem sztuki dawnej, która operowała pewnym kanonem estetycznym. Tworzyli w nim artyści wielcy, przeciętni i mali. Kanon podtrzymywał tych słabszych, wielcy potrafili go przekraczać otwierając nowe horyzonty. Odbywało się to jednak zawsze w ramach przyjętych formuł, zarówno estetycznych, jak też ikonograficznych, nieustannie poszerzanych i kwestionowanych. Dzisiaj mamy do czynienia z pluralizmem, żeby nie powiedzieć anarchią. Style gotycki, renesansowy, barokowy, aż po klasycyzm, moglibyśmy porównać do pnia drzewa, z którego wyrastają gałęzie. Dziś nie mamy takiego pnia ani dominującego stylu, który byłby punktem odniesienia. Można próbować klasyfikować malarstwo i sztukę według pewnych tendencji, ale żadna z nich nie będzie dominująca. Za tym idzie subiektywizm. Sztuka zawsze miała silny pierwiastek subiektywizmu, ale mieścił się w ramach ogólne przyjętej normy. Wydaje się, że dzisiaj takiej normy już nie ma.
Współczesna sztuka sakralna jest odzwierciedleniem stanu ducha dzisiejszego człowieka? Na ile istotna jest obecnie duchowość twórcy?
Sztuka zawsze wyraża tego, który ją tworzy, jego talent, marzenia, tęsknoty, obsesje, widzenie rzeczywistości i światopogląd. Co więcej, w przypadku wielkich artystów obdarzonych dużym talentem i wrażliwością, sztuka może mieć też charakter profetyczny. Patrząc od tej strony nasze czasy nie różnią się bardzo od czasów dawnych. Chociaż dawniej kategoria stylu i dominującej estetyki wyznaczała artyście pewne ramy, które niekiedy przekraczał. Od czasów awangardy tych ram właściwie nie ma. Być może nasze czasy są ponownym szukaniem i odnajdywaniem ram, szczególnie ważnych w przypadku sztuki sakralnej.
Może od tego powinniśmy zacząć. Jaka jest rola sztuki sakralnej? Powinniśmy odróżniać sztukę sakralną od religijnej?
Do XIX wieku takiego rozróżnienia nie było. Istniała sztuka sakralna przeznaczona do kultu w kościele i kultu indywidualnego. Sobór Watykański II nazwał i rozdzielił sztukę sakralną od religijnej. Możemy odwołać się do teorii zbiorów i wyobrazić sobie dwa przecinające się okręgi. Pierwszy wyznacza sztukę kościelną, drugi religijną. Sztuka kościelna przeznaczona jest do obiektu sakralnego, podlega pewnej akceptacji biskupa, opata, proboszcza, rady parafialnej. Sztuka religijna wyrasta z inspiracji religijnej, ale może być niesakralna, kiedy nie spełnia pewnych kryteriów. W sztuce sakralnej chodzi przede wszystkim o intersubiektywizm i zakorzenienie w tradycji. Sztuka sakralna musi być akceptowana i zrozumiała przez wiernych. Od XIX wieku rośnie obszar sztuki religijnej niesakralnej, która jest osobista, subiektywna i indywidualna. Coraz bardziej zacierają się granice między sztuką religijną i sakralną, ale też między sztuką religijną i świecką.
Są kościoły, których wnętrza ze względu na nagromadzenie dekoracji okazjonalnych, np. w formie wielkoformatowych zdjęć czy plansz wręcz rozpraszają. Proboszczowie mają tutaj pełną dowolność?
Wszystko co dzieje się we wnętrzu kościelnym podlega opiniowaniu rady artystyczno- architektonicznej, która znajduje się przy każdej diecezji. Taką radę, złożoną z artystów i architektów, powołuje biskup ordynariusz, aby w jego imieniu zatwierdzała projekty architektoniczne dotyczące wnętrz sakralnych. W praktyce proboszcz ma dużą swobodę, szczególnie w przygotowywaniu dekoracji okazjonalnych. I tu często dochodzi do głosu przeciętność, bylejakość, a nawet kicz. Wolałbym skupiać się na pozytywnych przykładach. Jednym z nich od lat są w wielu kościołach tzw. Groby Pańskie, projektowane nieraz przez ciekawych artystów.
Skoro mamy się skupić na pozytywnych aspektach współczesności to zapytam, czy w ostatnich latach pojawili się ciekawi twórcy sztuki sakralnej?
To trudne pytanie, nie potrafię wymienić jednego nazwiska bez wymienienia dziesięciu innych. Ale na pewno takim wielkim, genialnym artystą w dziedzinie architektury był Stanisław Niemczyk, a w dziedzinie malarstwa Jerzy Nowosielski. Obaj nie żyją, obaj są wciąż na nowo odkrywani i doceniani. Zwłaszcza malarstwo ma to do siebie, że krąg odbiorców jest często niewielki, nie mam więc pełnego obrazu współczesnej sztuki sakralnej w Polsce. Nie potrafię wskazać jednego nazwiska, co do którego byłbym przekonany, że wejdzie do historii sztuki. To nie znaczy, że takich artystów nie ma. Znam wielu zdolnych i ciekawych artystów różnych pokoleń.
A więc co jest kryterium klasyfikacji sztuki jako wielkiej lub chwilowej?
Nie jest to proste zwłaszcza w sytuacji pluralizmu estetycznego, który dzisiaj mamy. Dotyczy to zwłaszcza architektury i sztuk plastycznych. Z muzyką będącą bliżej matematyki jest trochę inaczej. Mam na myśli muzykę klasyczną. Istnieje słuch absolutny, możemy tu mówić o obiektywizmie. Nie ma natomiast wzroku absolutnego, w dziedzinie sztuk wizualnych mamy więc pewną skalę dowolności. W odniesieniu do pani pytania, jednym z najważniejszych kryteriów jest czas. To sito, przez które przelecą rzeczy mniejsze, a większe zostaną. Zdarzają się artyści bardzo mało znani za życia, jak chociażby Georges de La Tour w XVII- wiecznej Francji, a dziś odkrywamy ich wielkość. Znacznie częściej sytuacja bywa odwrotna, o artystach głośnych za życia, po pewnym czasie pamiętają już tylko specjaliści.
Z czego wynika zwrot ku ikonom, ich popularność wśród katolików?
Jest kilka przyczyn. Pierwsza to globalny kryzys sztuki i kultury europejskiej, który wyraża kryzys człowieka. W tym pluralistycznym i rozchwianym świecie, również artystycznym, ikona daje oparcie w tym, co trwałe i niezmienne. Za tym idzie warstwa duchowa. Sztuka wyraża to co się dzieje w człowieku, jego wewnętrzne rozbicie. A ono postępuje w naszych czasach. Rozbity człowiek szuka scalenia. W przypadku człowieka wierzącego lub takiego, który ma w sobie pragnienie wiary i ładu, ikona jest pewną odpowiedzią. Moda na ikonę to tak naprawdę wyraz tęsknoty do utraconego piękna, łączności z sacrum i wewnętrznego scalenia człowieka. Ma wiele poziomów, od wyżyn artystycznych po powierzchowne zainteresowanie bądź w przypadku praktyki malarskiej, warsztaty. Nie lekceważyłbym tego. Nawet jeśli nie są to zjawiska wartościowe artystycznie, odgrywają rolę duchową, religijna, psychologiczną i terapeutyczną.
Czy da się pogodzić współczesne prądy w dziedzinie sztuk plastycznych z rolą, jaką powinna spełniać sztuka sakralna?
Dotknęła pani ważnego pytania. Skąd się wzięło? Otóż przynajmniej od XIX wieku, a tak naprawdę od oświecenia, nowoczesność zaczęto przeciwstawiać tradycji religijnej czy sakralnej. To przeciwstawienie z upływem pokoleń przybierało na sile. Stąd postulat szukania łączności między tym co nowoczesne a tradycją w odniesieniu do sztuki, zwłaszcza sakralnej, jest postulatem o kapitalnym znaczeniu. Sztuka retrospektywna, zapatrzona w tradycję, ale nieszukająca kontaktu ze współczesnością byłaby polem pobożnej archeologii. Może ciekawym, ale martwym. Tu wracam do pani pierwszego pytania. Z drugiej strony sztuka nowoczesna, nieszukająca więzi z przeszłością, zdająca się mówić „ode mnie wszystko się zaczyna”, byłaby powierzchowna i bardzo krótkotrwała. Dopiero szukanie syntezy tego co dawne i tego co nowe może być twórcze.
Copyright © catolico.pl. Wykorzystanie, kopiowanie i powielanie materiału wyłącznie za zgodą Redakcji