Connect with us

Hi, what are you looking for?

RAPORT "CATOLICO"

W tym tygodniu poznamy nowe władze KEP. Kto stanie się twarzą Kościoła w Polsce?

KONFERENCJA EPISKOPATU POLSKI ▪ Przewodniczący episkopatu nie jest głową Kościoła. Ale to on jest de facto jego twarzą. Kto zatem stanie się twarzą polskiego Kościoła? Kardynał Ryś? Prymas Polak? Arcybiskupi: Galbas? Wojda? Depo? Arcybiskup – a może po raz pierwszy biskup?

W środę 13 marca rozpoczyna się dwudniowe posiedzenie Konferencji Episkopatu Polski, na którym polscy biskupi wybiorą nowe władze KEP. Pięcioletnia kadencja przewodniczącego episkopatu, abp. Stanisława Gądeckiego, oraz wiceprzewodniczącego, abp. Marka Jędraszewskiego, dobiega bowiem końca.

„Polskie konklawe”?

Wybory przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski (KEP) czasem określa się mianem polskiego „konklawe”. To stwierdzenie bardzo na wyrost. Nie ma tu bowiem rozbudowanej liturgii, białego i czarnego dymu, po wyborze nowy przewodniczący nie wychodzi na balkon, by udzielić wiernym błogosławieństwa. Podobieństw nie da się też odnaleźć w procedurze głosowania. Być może elementem w jakiś sposób łączącym konklawe oraz wybory przewodniczącego może być to, że wybrany musi zgodzić się na objęcie urzędu. 

Jakiegoś podobieństwa można dopatrywać się także w odniesieniu do osób, które mogą brać udział w wyborach. Z udziału w konklawe wykluczeni są kardynałowie powyżej 80. roku życia. Z kolei w wyborze przewodniczącego episkopatu mogą brać udział jedynie biskupi czynni – ordynariusze i pomocniczy. Prawo głosu mają także biskupi tytularni, którzy pełnią w KEP jakieś zadania zlecone im przez konferencję lub Stolicę Apostolską. Biskupi seniorzy zapraszani są na posiedzenia, mogą być obecni na sali, ale poza głosem doradczym nie przysługują im żadne prawa. 

Przewodniczącym KEP może być jedynie ordynariusz – co oznacza, że biskupi pomocniczy i tytularni mają jedynie czynne prawo wyborcze – a to ogranicza listę kandydatów do nieco ponad 40 osób.

O ile papież jest głową całego Kościoła powszechnego, o tyle przewodniczący episkopatu nie jest głową Kościoła w Polsce. Nie ma żadnej władzy nad pozostałymi biskupami, a jego funkcja w istocie sprowadza się do roli koordynatora obrad. Ze stanowiskiem tym wiąże się jednak pewien prestiż. To przewodniczący jest twarzą episkopatu. To on reprezentuje Kościół na zewnątrz podczas rozmów z władzami państwowymi czy kościelnymi. On też w imieniu episkopatu uczestniczy we wszelakiego rodzaju uroczystościach. I to on jest oficjalnymi „ustami” pozostałych hierarchów.

Demokracja wśród biskupów

Tradycja wybieralności szefa KEP nie jest długa. Podobnie jak i historia tego gremium. Choć biskupi wszystkich obrządków katolickich obecnych na terenie Rzeczypospolitej już w drugiej połowie XVIII wieku zaczęli odbywać wspólne spotkania, to jednak pierwsze zebranie plenarne odbyło się dopiero w grudniu 1918 roku. Przewodniczył mu wówczas wizytator apostolski w Polsce, Achille Ratti – późniejszy papież Pius XI. Do wybuchu II wojny światowej biskupi spotkali się w sumie 38 razy zawsze pod przewodnictwem prymasa Polski. Wprawdzie pierwsze powojenne zebranie odbyło się w czerwcu 1945 roku na Jasnej Górze i prowadził je abp Adam Sapieha, metropolita krakowski, ale gdy w lipcu tegoż roku powrócił do Polski prymas kard. August Hlond w sposób naturalny przejął przewodzenie tego gremium. 

Prymas Polski stał z urzędu na czele episkopatu do marca 1989 roku. Był to jeden z nielicznych wyjątków w Kościele powszechnym. Po Soborze Watykańskim II właściwie we wszystkich krajach przewodniczącego konferencji wyłaniali ze swojego grona biskupi. Inaczej było – i jest nadal – we Włoszech, gdzie przewodniczącego wskazuje papież oraz ze względu na uwarunkowania polityczne w Polsce, w której prymasowi Stolica Apostolska przyznała specjalne uprawnienia i z urzędu pełnił on funkcję przewodniczącego KEP. Jednak pod koniec lat 80. XX wieku właściwie pewnym było, że komunizm w Polsce upadnie. Watykan od kilku lat prowadził z PRL-owską administracją zaawansowane rozmowy na temat wznowienia stosunków dyplomatycznych. W 1986 roku, gdy polscy biskupi przystąpili do prac nad nowym statutem KEP – zgodnie z wytycznymi Soboru, Jan Paweł II sugerował im rozdzielenie funkcji przewodniczącego od godności prymasa Polski. Hierarchowie bali się jednak, że spowoduje to obniżenie rangi prymasa. Pisali w tej sprawie listy do papieża. Jan Paweł II odpowiadał jednak, że zmiana nie tylko nie pomniejszy znaczenia prymasa, który zawsze będzie „pierwszym wśród równych”, ale przede wszystkim dopasuje urząd przewodniczącego do prawa obowiązującego w całym Kościele. W 1987 roku przyjęto więc nowy statut z wprowadzoną w nim zasadą wybieralności szefa KEP. Określono wówczas, że kadencja przewodniczącego ma trwać pięć lat – nie ustalono jednak maksymalnej liczby kadencji.

Szefem nie musi być prymas

Pierwsze wybory według nowych regulacji przeprowadzono 9 marca 1989 roku. Przewodniczącym został kard. Józef Glemp, prymas Polski, który od 1981 roku kierował pracami episkopatu. Ponownie na ten urząd wybrano go wiosną 1994 i 1999 roku. Ten ostatni wybór wzbudził jednak wśród biskupów spore kontrowersje. Część z nich – wśród nich był m.in. były sekretarz generalny KEP bp Tadeusz Pieronek – uważała, że prymas nie może brać udziału w wyborach. Dlaczego? W 1996 roku w statucie KEP dokonano bowiem zmian i możliwość pełnienia funkcji przewodniczącego ograniczono do dwóch kadencji, czyli w sumie 10 lat. Argumentowano, że skoro kardynał Glemp został już wybrany przewodniczącym dwukrotnie (1989, 1994) nie może po raz kolejny ubiegać się o reelekcję.  Po dość długiej debacie biskupi doszli jednak do porozumienia. Uznali, że prawo nie może działać wstecz i prymas Polski może brać udział w wyborach. Wygrał je zdecydowaną większością głosów już w pierwszej turze. Wiosną 2004 roku sytuacja była inna. Kardynała Glempa nie brano już pod uwagę, bo miał za sobą dwie pełne kadencje. Zatem po raz pierwszy przewodniczącym episkopatu miał zostać biskup, który nie był jednocześnie prymasem Polski. 

Wybory z 2004 roku były też pierwszymi, w których pojawili się tzw. „papabili” – czyli faworyci, mający największe szanse wyboru. Najczęściej są to oczywiście faworyci mediów. Prawo wyboru przysługiwało wtedy 42 hierarchom. Ale aż 11 z nich osiągnęło już wiek emerytalny lub zbliżało się do niego – osiągnęliby go w trakcie kadencji, co właściwie wykluczało ich z procedury wyborczej. W tym gronie byli m.in. 77-letni wówczas kard. Franciszek Macharski, metropolita krakowski oraz 81-letni kard. Henryk Gulbinowicz, metropolita wrocławski. Analizując skład osobowy episkopatu, istniejące w nim frakcje oraz pojawiające się tu i ówdzie plotki dziennikarze uznali, że biskupi postawią na człowieka, który będzie przewodniczącym przez dwie kadencje (10 lat). Największe szanse wyboru dawano 63-letniemu abp. Józefowi Michalikowi z Przemyśla i 55-letniemu abp. Stanisławowi Gądeckiemu z Poznania. Niektórzy wymieniali też biskupa Stanisława Wielgusa z Płocka, abpa Henryka Muszyńskiego z Gniezna oraz abpa Józefa Życińskiego z Lublina. Przewidywania się sprawdziły i biskupi wybrali na przewodniczącego abp. Józefa Michalika. Został on wybrany po raz drugi w roku 2009. W 2014 oraz 2019 biskupi wybrali zaś  abp. Stanisława Gądeckiego. W sumie po 1989 wyboru przewodniczącego dokonywano siedem razy.

Całkiem nowe prezydium

Według obecnie obowiązującego statutu KEP przewodniczącym może zostać tylko biskup diecezjalny (jest ich w sumie 45 – w tym biskup polowy, który stoi na czele diecezji personalnej, oraz trzech biskupów greckokatolickich, którzy także są członkami KEP i również przysługuje im czynne prawo wyborcze). Kadencja trwa pięć lat, a ta sama osoba może być wybrana ponownie tylko raz – przewodniczącym można być zatem maksymalnie 10 lat. 

Analiza dotychczasowych elekcji pokazuje, że na przewodniczącego wybierano biskupa, którego wiek w chwili wyboru pozwalał na to, by pełnił on swój urząd przez dwie kolejne kadencje. Gdy odchodził, na jego następcę wybierano dotychczasowego wiceprzewodniczącego. Tak było w roku 2004, gdy na czele KEP po raz pierwszy stanął – wówczas 63-letni – abp Józef Michalik, wcześniej u boku kard. Glempa wiceszef tego gremium, tak było także w roku 2014, gdy biskupi na przewodniczącego wybrali 65-letniego wtedy abp. Stanisława Gądeckiego (wiceprzewodniczącym był od roku 2004).

Najbliższe wybory – w marcu 2024 roku – będą inne niż dotychczasowe. Abp Gądecki w marcu przyszłego roku skończy drugą kadencję i jeszcze w tym samym roku osiągnie wiek emerytalny. Na czele KEP nie stanie abp Marek Jędraszewski, który dziś jest wiceprzewodniczącym, bo w 2024 r. także on kończy 75 lat i powinien odejść na emeryturę. Na dodatek w czerwcu 2024 r. drugą pięcioletnią kadencję na stanowisku sekretarza generalnego kończy bp Artur Miziński i będzie musiał pożegnać się z biurem na Skwerze kard. Wyszyńskiego w Warszawie. To zaś oznacza, że w pierwszej połowie przyszłego roku polski Episkopat będzie miał całkiem nowe prezydium. Po raz pierwszy od ponad 30 lat w jego składzie nie będzie żadnego z dotychczasowych członków.

Teoretycznie grono biskupów, spośród których wyłonieni zostaną przewodniczący i wiceprzewodniczący jest duże. Liczy w sumie 41 osób (bez abp. Gądeckiego i Jędraszewskiego; ponadto po przyjętych rezygnacjach wakują archidiecezja szczecińsko-kamieńska oraz diecezje sosnowiecka i łowicka).

W praktyce jednak w wyborach nie będą brani pod uwagę hierarchowie, którzy w trakcie trwania kadencji (2024-2029) osiągnęliby wiek emerytalny. To w sumie jedenastu ordynariuszy, a wśród nich m.in. kard. Kazimierz Nycz (wiek emerytalny osiąga w 2025), abp Stanisław Budzik (emerytura w 2027), abp Wacław Depo (75 lat skończy w 2028), abp Adam Szal (wiek emerytalny osiągnie w 2028). Przy wyborze nie będą raczej brani pod uwagę także biskupi obrządku bizantyjsko-ukraińskiego. Statut KEP nie zakazuje co prawda ich wyboru, ale Kościół grekokatolicki jest w Polsce Kościołem mniejszościowym, trudno byłoby zatem spodziewać się tego, by któryś z biskupów wschodnich stanął na czele KEP. Lista potencjalnych kandydatów kurczy się zatem do 29 nazwisk. 

Siedmiu w grze

Statut – przypomnijmy to raz jeszcze – stanowi, że przewodniczącym oraz zastępcą może zostać każdy biskup diecezjalny. Jeśli zerknąć jednak na elekcje przeszłe, to widać wyraźnie, że hierarchowie stawiali na metropolitów, którym przysługuje tytuł arcybiskupa. Śmiało można zakładać, że tak będzie i tym razem. Nie wydaje się bowiem, by przewodniczącym został ordynariusz jakiejś mniejszej diecezji, tak jak ma to obecnie miejsce np. w Niemczech, gdzie na czele tamtejszej konferencji biskupów stoi ordynariusz diecezji limburskiej, która jest sufraganią arcybiskupstwa Kolonii. Na marginesie warto przy tym zauważyć, że biskup Georg Bätzing kieruje niemieckim episkopatem dopiero od roku 2020. Wcześniej – od roku 1848, początku istnienia tamtejszej konferencji biskupów – szefowali jej właśnie metropolici. Co prawda w latach 1987-2008 przewodniczącym był biskup Moguncji (sufragania archidiecezji Fryburga) Karl Lehman, ale od roku 2001 był on kardynałem. Uprawnioną będzie teza, że dopiero trzy lata temu „postępowi” niemieccy biskupi uznali, że szefem konferencji nie musi być wcale arcybiskup lub kardynał. 

W Polsce można zakładać, że nowego przewodniczącego KEP biskupi będą szukali jednak w gronie metropolitów. W tej sytuacji lista kandydatów kurczy się w zasadzie do siedmiu nazwisk. Kardynał Grzegorz Ryś (Łódź) oraz arcybiskupi: Józef Kupny (Wrocław), Józef Guzdek (Białystok), Tadeusz Wojda (Gdańsk), Józef Górzyński (Olsztyn), Wojciech Polak (Gniezno) i Adrian Galbas (Katowice). 

Trzech z nich (abp. Kupny, Guzdek, Wojda) mogłoby pełnić funkcję tylko przez jedną kadencję. Czterech kolejnych spokojnie przez dwie (abp Górzyński „na styk” – 75 lat skończy w marcu 2034 w momencie, gdy końca dobiegałaby jego druga kadencja). Ale kard. Ryś, abp. Polak i Galbas są w takim wieku, że każdy z nich mógłby pociągnąć najpierw kadencję wiceprzewodniczącego, a potem dwie przewodniczącego. Mielibyśmy zatem sytuację zbliżoną do tej z 1999 roku, gdy kard. Glemp został wybrany na ostatnią kadencję, a na wiceprzewodniczącego wybrano abp. Michalika.

Warto przy tym zauważyć, że już przy kolejnych wyborach, czyli tych, które odbędą się w roku 2029 – ciągle przy założeniu, że przewodniczącym zostaje arcybiskup-metropolita – w grze będą ponownie ordynariusze: krakowski, poznański, warszawski, lubelski, szczecińsko-kamieński, częstochowski oraz przemyski. Z 14 metropolitów – pod uwagę nie będą wtedy brani obecni metropolici Wrocławia, Gdańska oraz Białegostoku, bo w trakcie kadencji 2029-2034 skończyliby 75 lat.  Dziś mamy siedmiu potencjalnych kandydatów. Który z nich mógłby zostać wybrany szefem KEP?

Pachnący owcami

Zerknijmy najpierw na strukturę KEP. Biskupów ordynariuszy i pomocniczych jest w tej chwili 96. W marcu przyszłego roku powinno ich być co najmniej 97 – do tego czasu obsadzona zostanie zapewne diecezja sosnowiecka, a żaden z czynnych obecnie hierarchów przed marcem 2024 nie skończy 75 lat, co oznacza konieczność złożenia rezygnacji i odejście na emeryturę. Może się oczywiście zdarzyć jakaś nominacja na biskupa pomocniczego, niespodziewana rezygnacja lub śmierć któregoś z hierarchów, ale przyjmijmy, że liczba elektorów łącznie z biskupami tytularnymi, którzy pozostają członkami KEP to 97 – 45 to ordynariusze, 52 biskupi pomocniczy.  23 hierarchów (15 obecnych ordynariuszy i ośmiu biskupów pomocniczych) pochodzi jeszcze z nominacji św. Jana Pawła II, z kolei 23 (17 dzisiejszych ordynariuszy oraz sześciu pomocniczych) sakrę biskupią otrzymało za pontyfikatu Benedykta XVI. Pozostałych 50 (12 ordynariuszy i 38 pomocniczych) to nominaci Franciszka. Spora ich część to biskupi wyciągnięci z szeregu proboszczów, nie zaś jak bywało często w poprzednich latach spośród urzędników kurialnych. Można powiedzieć po Franciszkowemu, że są to biskupi, którzy znają „zapach owiec”.

Nie bez znaczenia w tych wyborach będzie także to, że to Franciszek na długie lata „umeblował” polski Kościół. Już 29 diecezjami rzymskokatolickimi i dwiema grekokatolickimi kierują ludzie wskazani właśnie przez niego. Dziesięcioma zarządzają biskupi wyznaczeni przez Benedykta, a już tylko czterema ustanowieni przez Jana Pawła II. W siódemce hierarchów, którzy mają największe szanse wyboru jest co prawda dwóch, którzy nominacje biskupie dostali od Jana Pawła II (abp Guzdek, abp Polak), jeden, który otrzymał ją od Benedykta XVI (abp Kupny), ale pozostała czwórka to już nominaci Franciszka. Z całej siódemki tylko abp Guzdek nominację na pierwszą stolicę biskupią (ordynariat polowy) dostał od papieża Ratzingera. Pozostałych „z drugiego szeregu” powyciągał Franciszek. 

Zaciąg Franciszka

Abp Wojciech Polak to najstarszy stażem biskupim w tej siódemce – nominowany wiosną 2003 r. przez Jana Pawła II na biskupa pomocniczego w Gnieźnie. W 2011 r. wybrany sekretarzem generalnym KEP. Nie uciekał przed dziennikarzami, zbudował wokół siebie spory zespół doradców. Funkcję pełnił do 2014 r., gdy Franciszek mianował go arcybiskupem metropolitą gnieźnieńskim, prymasem Polski. Z urzędu – jako prymas – jest członkiem Rady Stałej KEP.

W oczach opinii publicznej uchodzi za walczącego z pedofilią w Kościele, po drugim filmie Sekielskich, to on złożył do Stolicy Apostolskiej zawiadomienie o możliwych nieprawidłowościach w wyjaśnianiu spraw dot. wykorzystywania seksualnego małoletnich przez ówczesnego ordynariusza kaliskiego, bp. Edwarda Janiaka – co skończyło się rezygnacją biskupa i nałożeniem na niego przez Watykan sankcji. Abp Polak był też spiritus movens powołania do życia Fundacji św. Józefa, która odpowiada m.in. za budowę systemu prewencji w Kościele, a także pomaga osobom skrzywdzonym przez duchownych. To zaangażowanie nie bardzo podobało się wewnątrz KEP, abp Polak zaczął być przez niektórych biskupów postrzegany jako wróg Kościoła, robiono mu także „czarny PR” w Watykanie. Niemniej abp. Polakowi udało się doprowadzić do tego, że biskupi zdecydowali o powołaniu interdyscyplinarnej komisji, która ma badać problem pedofilii w polskim Kościele. Jest delegatem KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży.

Abp Józef Guzdek ma prawie tak samo długi staż biskupi jak abp Polak – biskupem pomocniczym w Krakowie został ustanowiony w roku 2004. W archidiecezji krakowskiej przygotowywał m.in. wizytę papieża Benedykta XVI w Polsce w roku 2006. W 2010 r. został biskupem polowym Wojska Polskiego, którym był do roku 2021 – do czasu mianowania go metropolitą białostockim. Uważany jest za sprawnego organizatora i człowieka, który szybko potrafi podejmować trudne decyzje. W gremiach KEP nie kierował jednak żadną komisją, radą czy zespołem. Na posiedzeniach plenarnych rzadko zabiera głos. Jako biskup polowy uczestniczył w różnego rodzaju uroczystościach państwowych, zna zatem polityków z różnych opcji – co może być uznawane za atut.

Abp Józef Kupny zanim w 2013 r. został metropolitą wrocławskim przez siedem lat był biskupem pomocniczym w Katowicach. Jako biskup pomocniczy był członkiem z wyboru Rady Stałej. Potem zasiadał w niej przez jedną kadencję jako ordynariusz (również z wyboru). W KEP kierował Radą ds. Społecznych, która wydała m.in. takie dokumenty jak: „W trosce o człowieka i dobro wspólne” (2012), „Chrześcijański kształt patriotyzmu” (2017).

Abp Józef Górzyński także z wyboru zasiada w Radzie Stałej. Przed objęciem w roku 2016 metropolii warmińskiej był przez półtora roku biskupem pomocniczym warszawskim (od listopada 2013), a potem koadiutorem warmińskim (od lutego 2015). W KEP nie kieruje pracami żaden poważniejszej rady, czy zespołu. Uważany jest za sprawnego organizatora. W czerwcu 2023 r. organizował posiedzenie KEP w Lidzbarku Warmińskim. Po tym posiedzeniu z wewnątrz KEP dało się słyszeć głosy, że gdyby wybory przewodniczącego odbywały się właśnie na tamtym zebraniu, to Górzyński niechybnie by je wygrał. Przez wielu biskupów postrzegany jest jako protegowany kard. Kazimierza Nycza, który co prawda nie pełni w gremiach KEP żadnej funkcji – poza zasiadaniem z urzędu w Radzie Stałej – co często uważane jest za znak marginalizowania jego postaci, to jednak biskupi liczą się z jego zdaniem i opiniami.

Kard. Grzegorz Ryś, biskup pomocniczy w Krakowie od 2011, w 2017 r. mianowany metropolitą łódzkim. Z wykształcenia jest historykiem. Wielu jego współbraciom w biskupstwie nie podoba się jego współpraca z „Tygodnikiem Powszechnym” czy miesięcznikiem „Znak”.  Angażuje się w dzieło nowej ewangelizacji. Mówi językiem prostym, zrozumiałym, nie zamyka się na innych. Jako biskup pomocniczy w Krakowie był twórcą seminarium duchownego dla starszych mężczyzn (powyżej 35. roku życia), które po tym jak został ordynariuszem łódzkim zabrał do Łodzi. 

W latach 2017-2022 był z wyboru członkiem Rady Stałej KEP. Nie został wybrany na kolejną kadencję co na zewnątrz było odebrane jako element walk frakcyjnych w KEP – „postępowca” za jakiego uchodzi kardynał zastąpił w tym gremium, uchodzący za przedstawiciela skrzydła konserwatywnego abp Wacław Depo. Ryś wrócił do Rady Stałej – jako jej członek z urzędu – po kreacji kardynalskiej. Otrzymanie kapelusza kardynalskiego zdecydowanie podniosło jego notowania w KEP. Uwadze nie może umknąć też fakt, że Franciszek wcześniej zaangażował metropolitę łódzkiego do pracy w Dykasterii ds. Biskupów – co oznacza, że bierze on bezpośredni udział w procesie nominacji biskupich oraz obsady poszczególnych diecezji. Jest zatem człowiekiem, z którym warto utrzymywać dobre relacje. Poza tym Franciszek zaprosił go do uczestnictwa w obradach Synodu o synodalności, włączył też do pracy w Dykasterii ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Nie ma zatem wątpliwości, że jest w tej chwili jednym z bliższych współpracowników papieża. 

Abp Tadeusz Wojda w kwietniu 2017 r. został metropolitą białostockim, a w 2021 przeniesiono go na urząd metropolity gdańskiego. Zanim przyjechał do Białegostoku przez 27 lat pracował w ówczesnej Kongregacji Ewangelizacji Narodów. Wie zatem doskonale jak poruszać się po watykańskich korytarzach – co na stanowisku przewodniczącego jest dość istotne. Jest członkiem (z wyboru) Rady Stałej KEP. Uchodzi za człowieka, który nie lubi wchodzić w konflikty i potrafi dogadać się z każdym.

Abp Adrian Galbas, podobnie ja abp Wojda jest pallotynem, jest stosunkowo młodym biskupem, nie tylko wiekiem, ale też stażem – sakrę przyjął niespełna cztery lata temu w styczniu 2020. Przebojem „wdarł” się na kościelne salony – biskupem pomocniczym w Ełku był tylko do grudnia 2021, bo Franciszek zdecydował, że ma być najpierw koadiutorem archidiecezji katowickiej, a potem jej arcybiskupem. Pełnoprawne rządy w diecezji przejął w czerwcu 2023 r., a w październiku został administratorem  sede vacante w Sosnowcu. Odpowiadał za proces synodalny w polskim Kościele, został też przez biskupów wybrany jako delegat na Synod (jako jeden z trzech wskazanych przez KEP). Jest człowiekiem prostolinijnym, otwartym, mówiącym zrozumiałym dla wiernych językiem, przyszłość Kościoła dostrzegającym w świeckich, z którymi nie boi się podejmować współpracy.

Lider czy administrator?

Zerknijmy jeszcze na kompetencje przewodniczącego KEP. Statut stanowi, że przede wszystkim reprezentuje ją na zewnątrz. A zatem jest zapraszany na różnego rodzaju uroczystości państwowe i zabiera głos w imieniu KEP. Inne funkcje to: zwoływanie posiedzeń Rady Stałej, zebrania plenarnego, Rady biskupów diecezjalnych, wysyłanie zaproszeń na posiedzenia, przewodniczenie obradom, przesyłanie do Stolicy Apostolskiej wszystkich dokumentów z zebrań powyższych gremiów. Wraz z wiceprzewodniczącym i sekretarzem tworzy prezydium, które może zajmować stanowisko w sprawach publicznych, a także przedstawiać kandydatów na różne stanowiska w obrębie KEP oraz delegatów do reprezentowania jej na zewnątrz. W zasadzie samodzielnie przewodniczący wypełnia funkcje reprezentacyjno-usługowe, pewna decyzyjność pojawia się w większym gronie. W tak zróżnicowanym organizmie jakimi jest Konferencja Episkopatu Polski, której najmłodszy członek ma niespełna 45 lat, a najstarszy 75, występuje też różny punkt widzenia w wielu sprawach – przewodniczący niewątpliwie musi posiadać zdolność do kompromisu, do godzenia zwaśnionych stron, umiejętność budowy większości wokół ważnych projektów.

Analizując obecną strukturę KEP wydaje się, że niewielkie szanse wyboru ma w tej chwili abp Galbas. Choć – przynajmniej wśród wiernych – zyskuje popularność, to jego czas w KEP jeszcze nie nadszedł. Jest co prawda biskupem młodym i sprawnym organizacyjnie, myślącym po Franciszkowemu, ale postrzegany jest raczej jako „postępowiec”. Podobną opinię ma także kard. Ryś, który nie waha się wprowadzać w swojej diecezji nowości – chociażby nadzwyczajnych szafarek Eucharystii. Jego notowania po otrzymaniu kardynalskich insygniów jak wspomniano wzrosły, ale przybyło też pracy w Wiecznym Mieście. Zostanie przewodniczącym wymaga obecności – co najmniej raz, jeśli nie dwa razy w miesiącu – w Warszawie. Nie wydaje się, by kard. Ryś chciał się podejmować tej funkcji – zwłaszcza, że w KEP spora jest grupa myślących inaczej aniżeli on. Arcybiskup Polak ma doświadczenie w pracy przy Skwerze kard. Wyszyńskiego w Warszawie, zdolności do kompromisu, ale to co podoba się wiernym, niekoniecznie podoba się elektorom – zwłaszcza tym starszym, którzy wciąż mają pretensje do prymasa o zbytnie zaangażowanie się w tematy pedofilii.

Z pozostałej czwórki żaden z hierarchów specjalnie nie przebił się do świadomości opinii publicznej. Ich obecność medialna – w bardzo skromnej formie – dotyczy właściwie terenu, na którym pracują. To w pewnym sensie atut – nowa, dotąd nieznana twarz, może być trochę pomocna w odbudowie nadwyrężonego autorytetu Kościoła w Polsce. Na forum ogólnokrajowym widoczny był dotąd właściwie abp Guzdek – ale jako biskup polowy. Jako metropolita białostocki pojawiał się w kontekście skandali wywołanych przez podległych mu kapłanów. Arcybiskup Wojda był obecny na pierwszej linii, gdy w Białymstoku maszerowały środowiska LGBT, w Gdańsku zaś niespecjalnie podjął temat wyjaśnienia zarzutów stawianych ks. Henrykowi Jankowskiemu. Z kolei arcybiskupi Górzyński i Kupny w medialnej sferze nie istnieją wcale. Oczywistym jest, że dla biskupów, którzy będą wybierać przewodniczącego, jest to kwestia drugorzędna, ale nie można jej też pomijać.

W Polsce, mimo upływu wielu lat, wciąż spora grupa osób szuka lidera na miarę kard. Wyszyńskiego. Nie wydaje się jednak, by takie myślenie było obecne także wśród biskupów. Zatem nie będą oni szukali człowieka, który będzie dominował. W tej konfiguracji będą patrzeć na trójkę: Wojda, Kupny, Górzyński. I wydaje się, że ostatecznie postawią na metropolitę gdańskiego. A jeśli zwycięży przekonanie, że wiceprzewodniczącego szukamy również wśród metropolitów, to można zakładać, że zostanie nim albo arcybiskup Guzdek, albo Górzyński. Ten drugi – jak wspomniano wcześniej – miałby też szansę na pociągnięcie drugiej kadencji w roli np. przewodniczącego. Aczkolwiek wydaje się, że w 2029 r. zdecydowanie większe szanse aniżeli dziś będą mieli arcybiskupi Polak oraz Galbas. 

A może jednak utrzymać status quo?

Wszystkie te dywagacje – i to też jest prawdopodobne – mogą wziąć w łeb jeśli biskupi nie będą, jak autor tego tekstu, patrzeć na metryki i myśleć schematem pełnej kadencji, czyli marzec 2024-marzec 2029. Wtedy do gry wracają: kard. Nycz, abp Budzik, abp Dzięga, abp Szal, a zwłaszcza abp Depo. Nie wydaje się, by przewodniczącym KEP na niespełna rok chciałby zostać metropolita warszawski. W tej konfiguracji raczej wykluczony jest wybór arcybiskupa Dzięgi – raz, że jego kadencja trwałaby trzy i pół roku, dwa, że ciągną się za nim wciąż poważne zarzuty, które publicznie jak dotąd nie zostały wyjaśnione. Wydaje się, że także metropolita lubelski, abp Stanisław Budzik, nie podjąłby wyzwania trzyletniej kadencji. Ale czas urzędowania abp. Wacława Depo wyniósłby już cztery i pół roku, a abp. Szala pięć lat bez trzech miesięcy – prawie na „styk”.

Wróćmy zatem do metropolity częstochowskiego. Obecna struktura KEP – a także fakt powołania w ub. roku abp. Wacława Depo, w miejsce kard. Rysia, do Rady Stałej – wskazuje na to, że jego wybór na stanowisko przewodniczącego jest dość prawdopodobny. Byłoby to w pewnym sensie utrzymanie obecnego kierunku KEP – zachowanie status quo. A wydaje się, że metropolita częstochowski takie wyzwanie by przyjął. 

Wspomniano, że w czerwcu 2024 r. prezydium KEP będą tworzyli biskupi, którzy dotychczas w tej strukturze nie zasiadali. W połowie przyszłego roku – po dwóch pełnych kadencjach – z sekretariatu odejdzie bp Artur Miziński, obecny sekretarz generalny. Co prawda poprzedni sekretarze zostawali zazwyczaj ordynariuszami (bp Piotr Libera, abp Wojciech Polak, abp Stanisław Budzik), to wydaje się, że tym razem będzie inaczej, i że bp Miziński – podobnie jak przed laty biskup Tadeusz Pieronek ordynariuszem nie zostanie. A przynajmniej nie teraz. Nie wydaje się bowiem, by chciał zarządzać diecezją w Sosnowcu – a tylko ona jest w tej chwili wakującą. Z drugiej strony nie wydaje się, by został posłany do Krakowa, czy Poznania, których metropolici w przyszłym roku odchodzą na emerytury. Niewykluczone zatem, że biskup sekretarz wróci do Lublina jako biskup pomocniczy oraz pracownik naukowy KUL. 

Typowanie dziś potencjalnego kandydata na stanowisko sekretarza nie ma specjalnie sensu, bo w ub. roku biskupi zmienili statut KEP i zapisali, że funkcję tę będzie mógł pełnić ksiądz – nie będzie konieczne posiadanie sakry biskupiej. Nowy statut leży teraz w Watykanie i oczekuje na „recognitio” (przejrzenie, zatwierdzenie). Nie wiadomo czy do czerwca zostanie zatwierdzony.

Tomasz Krzyżak

Jest to zaktualizowany o nowe dane artykuł, który pierwotnie ukazał się w listopadzie 2023 roku.

1 Comment

1 Comment

  1. Telkom Jakarta

    3 grudnia, 2023 at 9:48 pm

    Jakie są ewentualne skutki polityczne wyboru nowego przewodniczącego KEP?
    Tel U

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Advertisement

Najpopularniejsze

Copyright © 2023 Catolico & Stacja7.pl. Strona stworzona przez Stacja7.pl.