Czy można/należy szukać więzi między matematyką a teologią? Ta pierwsza reprezentuje dziedzinę nauk ścisłych, gdzie prymat przyznaje się liczbom, strukturom i dowodom; ta druga należy do nauk humanistycznych, które przywilej nadają kulturze, poczuciu sensu i temu, co ludzkie; pierwsza jawi się jako możliwa do opanowania, druga jest trudna do uchwycenia. A jednak, pomimo tak wielu różnic, można/należy szukać obszarów dla ich spotkania – na poziomie języka, umysłowości czy niektórych pojęć.
Liczba zero
Matematyka wespół (i oddzielnie) z teologią poszukują analogii całościowych, które zakładają obecność tajemnicy; ta zaś odsłania ograniczenia naszej wiedzy i niemożność udzielenia odpowiedzi na wszystkie nurtujące nas pytania. W matematyce i w teologii niemało trzeba przyjąć „na wiarę”, co jednak nie oznacza ani nieracjonalności, ani arbitralności. A co powiedzieć o „nieskończoności”, która, choć opisywana przez matematykę i teologię z różnych punktów widzenia, to jednak, w jakiejś mierze, pozostaje im wspólna.
Pośród bliskich i dalekich zbieżnych ujęć, za szczególne uznać należy dzieje liczby zero, której początków szukać trzeba najprawdopodobniej w V wieku w Indiach. Dlaczego jednak liczbę tę wprowadzono właśnie tam i właśnie wtedy? Czyżby przypadek? Te jednak występują, co najwyżej, w… gramatyce.
Decydującą dla idei zera okazała się religijna tradycja Indii i jej wyjątkowy sposób traktowania nicości. Zero jest bowiem symbolem nicości. Więcej, liczba zero pozwala przezwyciężyć sprzeczność, wszak nicość traktować trzeba jako nic i coś zarazem; ona opisuje jednoczesne – nieobecność i obecność. „Pozytywne nic”: sunya w sanskrycie oznacza ‘pusty’. O ile zachodnie „zero” przywołuje negatywne znaczenia, na Wschodzie owa nicość to cel do osiągnięcia i stan spełnienia (wygaśnięcie cierpienia – nirwana).
Krzyż
Uniwersalny charakter liczby zera pozwala także na międzyreligijny dialog. Może stać się ona nieoczywistym, choć przekonującym opisem tego, co wydarzyło się w Wielki Piątek na jednym ze wzgórz w pobliżu Jerozolimy. Tam, zgodnie z żydowską tradycją, została pochowana czaszka Adama; tam, zgodnie z chrześcijańską tradycją, odnaleziono szczątki Krzyża Świętego.
Zapisali ewangeliści – Marek i Mateusz – że wówczas z krzyża dał się słyszeć wielki głos: „Eli, Eli, lema sabachtani, to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”
Krzyż staje się liczbą/punktem/momentem ZERO, a słowa Jezusa potwierdzają to najdobitniej. Jedni słyszą (i widzą) w tym wielką nieobecność Boga, Jego dramat i Jego ostateczną porażkę. Wydarzenie krzyża i jego następstwa wyrażają „nic”, stając się wielowiekowym argumentem za niewiarą i ateizmem. Inni słyszą (i widzą) coś zgoła odmiennego – ukrytą a doniosłą obecność Boga. Wydarzenie krzyża i jego następstwa wyrażają „coś”, stając się wielowiekowym argumentem za tym, by z ufnością trwać pomimo bólu i braku sensu.
Krzyż pozwala przezwyciężyć dwa niezgodne ze sobą układy odniesienia – wiary i niewiary, nadziei i rozpaczy, miłości i nienawiści. „Zero” krzyża nie tylko ujawnia owo nieprzystawalne, nie tylko je nazywa czy opisuje, ale pozwala je ze sobą spotkać.
Jezus mógł czuć się opuszczony przez uczniów i wyszydzony przez gapiów. Nic nie wskazuje, jakoby Bóg stanął u Jego boku. Choć samotny, to jednak nic nie wskazuje i na to, by wątpił w moc Bożą. On „wielkim głosem” stawia pytanie o powód milczenia Boga. Jakże znajomo, jakże po ludzku, jak bardzo nasze jest przeżycie opuszczenia, którego wyrazem jest bolesny jęk i znaczone żalem wezwanie: „Boże…”.
Nieskończoność
Poczucie opuszczenia jest zarazem kształtem ufności. Jezus nie woła w próżnię czy niemą ciemność, ale ku Bogu. Ten jest niewidoczny, obecny „jakby” za zasłoną, niedostrzegalny w mroku, „który ogarnął całą ziemię”. Poza Bogiem nie ma nikogo, do kogo mógłby zwrócić się w swym opuszczeniu. Nie mówi „od siebie”, mówi z głębi Tradycji i Pism (Ps 22). Prawdziwe jest Jego opuszczenie, prawdziwa jest Jego skarga, prawdziwe jest także Jego zupełne poddanie się woli Ojca.
Przejmujące, trudne, bolesne pytanie „dlaczego…” każą zachować ostrożność w zbyt pochopnym udzielaniu odpowiedzi „ponieważ…”. Krzyż jest pytaniem, które stawia i człowiek, i Bóg – on też stać się powinien odpowiedzią, której udzielą wspólnie obaj protagoniści historii zbawienia. Krzyż mówi „wielkim głosem” o nieobecności, a zarazem tej obecności się domaga i ją odnajduje. Krzyż, Liczba Zero, symbol intelektualnych i duchowych paradoksów: tak wiele wyjaśnia, choć ostatecznie nie potwierdza; ukazuje śmierć, która zapowiada życie; narzędzie nienawiści, które ma się okazać znakiem miłości; boski, bo „ścisły”, a zarazem ludzki, bo „humanistyczny”.
Krzyż – miejsce spotkania „ścisłego” z „humanistycznym”: odsłania, a zarazem skrywa tajemnicę; nie jest wydarzeniem pozaracjonalnym i nienaukowym, choć jego znaczenie przyjąć trzeba „na wiarę”; otwiera nowy rozdział w „dziejach nieskończoności”.
Krzyż, Liczba Zero, odtąd znaczyć może także coś więcej: „zacząć od zera” to chcieć zmiany, nosić w sobie potrzebę odrodzenia, szukać nowego początku.
„A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie”. Wszystkich…
Copyright © catolico.pl. Wykorzystanie, kopiowanie i powielanie materiału wyłącznie za zgodą Redakcji